0
kathrine0 1 listopada 2014 00:11
Zachęcona propozycjami przelotów do Portugalii, jakie pojawiały się ostatnio na fly4free postanowiłam zorganizować 6dniowy wypad do tego odległego od nas kraju. Mieszane loty Ryanair+Wizzair, Couchsurfing i Autostop - czyli wycieczka maksymalnie po kosztach, ale jednocześnie maksymalnie fantastyczna. Może moja relacja zainspiruje kogoś do podobnej wycieczki - naprawdę warto!

===========================================================================================
Jeśli ktoś by chciał, to dokładnie to samo co zamieszczam niżej można przeczytać też tutaj: http://kranceswiata.pl/portugalia-czesc ... o-w-porto/
===========================================================================================

Image

Portugalia część 1 – Porto w Porto

Jako, że w czasie wakacji nie mieliśmy okazji nigdzie razem wyjechać, postanowiliśmy z Mateuszem umilić sobie deszczowy polski październik wypadem do Portugalii.

Loty rezerwowałam z półtora miesięcznym wyprzedzeniem. Jako, że bezpośrednio z Polski do Portugalii latają jedynie tradycyjni przewoźnicy, tym razem stanęło na tzw. locie kombinowanym. Zarezerwowałam bilety z Katowic do Dortmundu (Wizzair), z Dortmundu do Porto (Ryanair) a następnie z Lizbony do Mediolanu (Ryanair) i z Mediolanu do Katowic (Wizzair). Sumarycznie wcale nie wyszło drogo, ale musiałam trochę się naszukać aby zsynchronizować te loty.


Czwartek, godzina 00:00. Pakujemy się jak zawsze na ostatnią chwilę. Spać idziemy koło 1:30 a już o 3:40 pobudka. Lot jest o barbarzyńsko wczesnej porze. 5:00 – jesteśmy w Pyrzowicach, 6:10 – wylatujemy. Czas pożegnać szpetny, październikowy deszcz. Przygody, czas start!

Lot do Dortmundu jest krótki. Już po półtora godzinie jesteśmy na miejscu. Włóczymy się chwilę po lotnisku, odkrywamy takie ciekawostki jak automat z gadżetami FC Borussia Dortmund.

Image

Następnie zaraz po ponownej kontroli osobistej znajdujemy wygodną kanapę z widokiem na pojazd startowy i zapadamy w sen. Lot do Porto jest dopiero o 14:00

Lot jest trochę opóźniony, ale już wkrótce wsiadamy na pokład naszego Ryanaira. Tym razem lot jest dłuższy, na szczęście Ryanair ma nieco więcej miejsca na nogi. Wreszcie docieramy do Porto. Lotnisko jest szczególnie duże ale jest bardzo dobrze połączone z miastem. Nie musimy kombinować z shuttle busem bądź autostopem. Kursuje tu „metro”, które zabiera nas prosto do centrum. Dlaczego „metro”? Ponieważ mimo nazwy nie jest to prawdziwe metro. Przez większość trasy jedzie na powierzchni, jedynie kilka stacji jest pod ziemią. Samo wnętrze przypomina warszawską kolej podmiejską.

Z metro wysiadamy wściekle głodni. W sumie od rana nic prawie nie jedliśmy. Idziemy więc na poszukiwanie restauracji. W końcu w centrum miasta musi coś się znaleźć! Po drodze mijamy wiele uroczych budynków.

Image
Portugalskie kafelki są wszędzie


Wreszcie znajdujemy ulicę upstrzoną kafejkami – tzw pastelariami, ale restauracji nie widać. Zrezygnowani, siadamy w jednej z nich. Z pewną satysfakcją zauważamy, że w okół dominują rodowici Portugalczycy, niewiele tu turystów. Udaje nam się zamówić coś więcej niż tylko kawę i ciastko – Mateusz bierze „tradycyjne portugalskie danie”, które okazuje się być kawałkiem chleba z różnymi rodzajami mięsa zanużonym w sosie, ja dostaję rybopodobne coś z frytkami i ryżem. No cóż, głód zaspokojony, można ruszać dalej.

Image
Sztuka uliczna tu na każdym kroku

Temperatura jest bardzo przyjemna, na ulicach jest całkiem sporo ludzi. Oglądając Portugalczyków można odnieść wrażenie, że czas tutaj płynie wolniej. Ludzie nie biegają w pośpiechu, jak na północy Europy, ale powoli sączą kawę w różnych pastelariach. Przy stolikach siedzą zarówno pary, jak i matki z dziećmi, grupy nastolatków a także grupki starszych osób.

Image

Image
Handlowa ulica Porto

Obserwujemy, że wielu młodych Portugalczyków jest bardzo oryginalnie ubranych. Jedni na modłę wszelakich subkultur, inni po prostu dziwnie. Tak, jakby każdy za wszelką cenę chciał podkreślić swoją indywidualność. Jest to dość urocze i dodaje kolorów miastu. Idziemy dalej. Trafiamy na plac o bardzo specyficznym rozmieszczeniu ławek. Na pewno sprzyja to długim debatom :)

Image

Dalej, nieco nieświadomie idziemy w stronę mostu Ponte dom Luis I. Po drodze mijamy sklep z gitarami, gdzie odbywa się kameralny gitarowy koncert. Klimat jest nie z tej ziemi. Przystajemy na moment posłuchać.

Image

Przystajemy na moment na Pont dom Luis I aby podziwiać chwilę miasto pogrążające się w mroku. Następnie wracamy w stronę słynnej Sé Catedral. Tutaj również rozpościera się niesamowity widok. Porto po zmroku zdecydowanie ma klimat.

Image

Image

Robi się późno, więc chcemy powoli kierować się do mieszkania naszych hostów. Będą nimi Sonia i Miguel – portugalska para mieszkająca praktycznie w samym centrum. Wpisujemy ich adres w GPSa. Nawigacja prowadzi nas w dół ku wąskim uliczkom, po czym po chwili się gubi. Okazuje się, że znaleźliśmy się w samym środku Slumsów. Otaczają nas wąskie uliczki a z mieszkań dobiegają zapachy obiadu i brzdęk sztućców oraz wesołe okrzyki dzieci.

Image

Wreszcie udaje nam się wyjść do miasta i znaleźć mieszkanie naszych hostów. Po drodze wstępujemy jeszcze do małego sklepiku i kupujemy to, z czego Porto jest najbardziej znane – wino Porto.

Miguela tego wieczora nie ma w domu, ale Sonia wita nas bardzo ciepło i zaprasza do środka. Poświęcamy chwilę aby ogarnąć się po tej długiej podróży a następnie pokazujemy naszej gospodyni zakupione Porto. Sonia uśmiecha się i mówi, że to jej ulubione. Przynosi kieliszki i wznosimy razem toast. Dowiadujemy się przy okazji, że Portugalczycy toasty wznoszą okrzykiem „chin-chin!„, co znaczy tyle co nasze polskie „na zdrowie”. Wieczór upływa leniwie i przyjemnie. Gramy w trójkę na konsoli w Mario. Może mało to portugalskie, ale bardzo relaksujące po długim dniu. Sonia pokazuje nam także swoje rysunki – okazuje się, że bardzo dobrze rysuje. Na tyle dobrze, że traktuje to jako zajęcie zarobkowe i swoją przyszłość też z tym wiąże.

Następnego dnia budzimy się wyspanie i wypoczęci. Widok z okna zdecydowanie motywuje do ruszania na miasto.

Image

Image

Pogoda jest piękna, ale nie jest za ciepło. Sonia mówi nam, że mamy dużo szczęścia. Podobno poprzedni tydzień był bardzo deszczowy i chłodny.

Dzień zaczynamy od Portugalskiego śniadania. W tej kwestii Portugalia nie różni się wiele od innych południowoeuropejskich krajów. Na typowe śniadanie składa się kawa oraz słodkie ciasto, ewentualnie ciasto francuskiej z serem i z szynką. W taki zestaw można zaopatrzyć się w jednej z wielu wszechobecnych pastelarii, które są wręcz oblegane przez Portugalczyków. Na przeciwko mieszkania naszych hostów znajdują się dwie – jedna obok drugiej. Zaopatrujemy się w zestaw na wynos.

Image

Naszym pierwszym punktem programu jest Torre dos Clerigos – strzelista, wysoka na 75 m granitowa wieża wzniesiona w 1749 r. Chociaż można wejść na szczyt, rezygnujemy z tej przyjemności z powodu tłumów turystów, którzy ją otaczają.

Idziemy dalej, przechodzimy przez bardzo ekskluzywną alejkę pełną sklepów typu Hugo Boss czy Max Mara.

Image

A wszystko to po to, aby za moment znowu wyjść na ulicę z tradycyjnymi, starymi kamieniczkami. 

Image

Teraz odwiedzamy Livraria Lello & Irmão. Jest to… księgarnia. Lecz nie byle jaka. Livraria Lello to jedna z najstarszych księgarni w Portugalii otwarta w 1869 roku. Znajduje się ona w budynku, który zachwyca swoją elewacją pełną inspiracji z kultury Maurów. Również środek jest ciekawy.

Image
źródło: http://www.pinterest.com/pin/64317100900061553/

Wnętrze przypomniało mi księgarnie Esy i Floresy z filmu o Harrym Potterze. Okazuje się, że nie jest to przypadek. W końcu J.K. Rowling wiele czasu spędziła w Porto i podobno ta księgarnia była jedną z jej inspiracji.

Idziemy dalej podziwiając ciekawą architekturę Porto

Image

Image

Następnym przystankiem jest Estação de São Bento. Jest to stacja kolejowa, która została oddana do użytku w 1916. Znana jest ze swoich malowideł naściennych przedstawiających historię Portugalii.

Image

Image
Malowidła znajdują się na tradycyjnych portugalskich kafelkach


Image

Kierujemy się dalej, w stronę Igreja de Misericórdia. Po drodze mijamy dość ciekawe obiekty.

Image

Image

Igreja de Misericórdia


Zresztą oryginalne murale są tutaj na porządku dziennym.

Image

Jesteśmy na dziedzińcu Palacio da Bolsa. Jest to wytworny pałac z XIX w. Wzniesiono go z marmuru i granitu. Niegdyś było to miejsce obrad Rady Miasta, urzędowali tu sędziowie, a także znajdowała się tu giełda papierów wartościowych. Obecnie można zwiedzać komnaty pałacowe, oraz wystawy ilustracji przedstawiające historię Porto. My oglądamy go tylko z zewnątrz.

Image

Image
Na dziedzińcu Palacio da Bolsa

Wreszcie dochodzimy do dzielnicy Cais da Ribeira. Jest to część Porto ulokowana nad brzegami rzeki, jedna z najbardziej malowniczych części miasta, chętnie fotografowana o każdej porze dnia i zawsze pełna turystów. Mamy tutaj wszystko, czego potrzeba turystom: wąskie, zabytkowe kamienice, nabrzeże z przycumowanymi łodziami oraz wiele tradycyjnych małych restauracji i cukierni. Do tego wrzystkiego, w 1996 Cais de Ribeira zostało wpisane na listę UNESCO.

Image

Nie zabawiamy tu długo. Przechodzimy wstępując po drodze do sklepu w celu uzupełnienia zapasów wody. Okazuje się, że w sklepie można kupić także oliwki. Ceny są oczywiście odpowiednio wyższe, jak na turystyczną dzielnicę przystało.

Image

No i dochodzimy do kolejnej wielkiej atrakcji miasta. Pont dom Luis I. Wczoraj widzieliśmy go z góry, dzisiaj jesteśmy na dole.

Image

Przechodzimy na drugą stronę rzeki. Teraz jesteśmy w dzielnicy zdominowanej przez lokalnych producentów Porto oraz przez wszelakie restauracje oferujące degustację Porto. My robimy sobie małą przerwę racząc się prażonymi kasztanami, zakupionymi od ulicznej sprzedawczyni. Przyznam,  że jeszcze nigdy wcześniej nie miałam okazji jeść kasztanów.

Image

Odchodzimy trochę od tej dzielnicy zdominowanej przez turystów. Zupełnie przypadkowo znajdujemy małą kawiarenkę przy drodze, z której ukazuje się przepiękny widok na Porto. Zostajemy tu na chwilę.

Image

Image
Dokąd prowadzą te drzwi?

Image
Przypadkowo spotkana pracownia pełna skarbów

Wracamy w dół aby załapać się jedną z fajniejszych atrakcji w Porto – zwiedzanie winiarni. Spośród wielu dostępnych wybieramy Sandemana.

Image

Image

Podczas krótkiej wycieczki, która prowadzona jest przez panią ubraną w strój Sandemana dowiadujemy się, że firma została założona przez Szkota, a winiarnie same w sobie znajdują się kilkaset kilometrów od Porto. Jednakże to właśnie tutaj Porto jest leżakowane. Wycieczka kończy się degustacją Porto.

Wspinamy się teraz na wzgórze, aby na drugą stronę rzeki przejść górną częścią mostu Pont dom Luis I. Po drodze zagaduje nas przypadkowo napotkany człowiek. Zafascynowany naszym językiem pyta, skąd jesteśmy. Jak się okazuje, on jest z Brazylii (miał więc prawo nie słyszeć nigdy wcześniej polskiego) i przyleciał do Porto na kilkudniową konferencję. Rozmawiamy z nim chwilę a na górze rozstajemy się. My idziemy na most, on skręca w drugą stronę.

Image

Image

Przechodzimy przez most i kierujemy się w stronę Sé Catedral. Teraz możemy zobaczyć ją za dnia. Jest to jedna z najstarszych budowli w mieście, niestety nie udaje nam się wejść do środka. Możemy za to zobaczyć ten sam widok co wczorajszej nocy, ale w świetle dziennym.

Image
W tle widać Torre dos Clerigos

Jako, że w samym Porto zobaczyliśmy większość najważniejszych rzeczy, za radą Sonii łapiemy autobus numer 500 i jedziemy nad wybrzeże oceanu.

Image
Ostatnie spojrzenie na Pont dom Louis I

Image
Image
Ocean jest PIĘKNY!

Wygłodniali, szukamy miejsca, w którym moglibyśmy coś zjeść za w miarę rozsądne pieniądze. W tym miejscu może warto wspomnień o portugalskich cenach. Generalnie, zaskakująco, nie jest tu bardzo drogo. Drożej niż w Polsce, ale dużo taniej niż we Włoszech czy Hiszpanii. Średnie zarobki są podobno też niewiele wyższe niż w Polsce. Z tego co zobaczyliśmy – ogólny standard życia jest bardzo porównywalny.

Znowu raczymy się w Pastelarii. Tym razem moje danie jest smaczniejsze niż ostatnio, Mateusz z kolei narzeka na swoje.

Robi się późno, łapiemy autobus powrotny i wracamy do naszych hostów. Wreszcie mamy okazję poznać Miguela. Jest równie sympatyczny co jego dziewczyna. Również jest artystą. Gra na saksofonie oraz na gitarze, więc już na dzień dobry mamy sporo wspólnych tematów. Nasi gospodarze proponują nam wyjście na miasto. Mimo, że jesteśmy trochę zmęczeni, bardzo chętnie na to przystajemy. Odpoczywamy chwilę, ogarniamy się i koło 23:00 wszyscy jesteśmy gotowi do wyjścia.

Jako, ze jest piątek, na ulicach jest niesamowicie wiele ludzi. Okazuje się, że pierwsza wybrana przez nas knajpka została wybrana również przez tradycyjny studencki zespół muzyczny.

Image

Miguel i Sonia opowiadają nam  trochę o studenckich zwyczajach. Dowiadujemy się, że prawie każda portugalska uczelnia ma swój własny zespół muzyczny, którego członkowie ubierają się w tradycyjne stroje (jak widać na zdjęciu) i koncertują. Po oficjalnych koncertach często wychodzą na miasto i po prostu grają dla zabawy.

Nasi Portugalczycy zaczęli grać tradycyjne, portugalskie pieśni. Słuchamy ich muzyki sącząc powoli nasze napoje. Atmosfera jest magiczna.

Image

Miguel i Sonia zabierają nas w kolejne ciekawe miejsce. Im później, tym więcej ludzi na ulicach. Porto tętni życiem bardziej niż w dzień. Czuć wszędzie studencką atmosferę.

Image

Wreszcie, około drugiej w nocy decydujemy się wrócić do domu. Sonia jutro pracuje, nasz czeka wyprawa do Lizbony. Idziemy spać aby nabrać sił na kolejne przygody.

Po tym cudownym dniu mogę tylko powiedzieć, że Porto jest WSPANIAŁE. Absolutnie zakochałam się w tym mieście. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę!

=========================================
Ciąg dalszy wkrótce : )@Sranda - bardzo możliwe, mój wpis jest oparty jedynie na rozmowach z lokalnymi, a kilka osób nie jest reprezentacyjną próbką całej populacji. Nasza gospodyni, Sonia, dorabiała sobie pracując jako kelnerka na plaży, więc jej zarobki były bardzo niskie (mówiła coś o ciut ponad 2E/h) - stąd może jej zaniżony pogląd na tę kwestię.
@inwencja - tak, księgarnia jest absolutnie fenomenalna, zwłaszcza dla fanów Harry'ego Pottera! Jedynym minusem jest to, że jest zatłoczona przez turystów ; )
@WhitneyEvil95 - fantastycznie, że planujecie się tam wybrać, jestem przekonana, że Wam się spodoba. Tymczasem za chwilę załączam kolejną część : )

-- 02 Lis 2014 17:42 --

=============================================================

Kolejna część opowieści, tym razem autostopowe perypetie. Mam nadzieję, że uda mi się kogoś zachęcić do spróbowania tej formy podróżowania. Dla mnie samej to był zaledwie drugi raz, a pierwszy bez towarzystwa w doświadczonej w tym koleżanki. Dla Mateusza był to zupełnie pierwszy raz! Także nie bać się, próbować ; )

=============================================================

Image

PORTUGALIA CZĘŚĆ 2 – HOP DO LIZBONY


Budzimy się dość późno. W Porto jest tak fajnie, że aż nie chce się wyjeżdżać. Wiemy jednak, że tego wieczora musimy być z Lizbonie, od której dzieli nas ponad 300 kilometrów. Choć nasz host, Miguel odradza nam stopa i sugeruje, że powinniśmy poszukać przejazdu na Blablacar, to i tak postanawiamy podjąć się takiej przygody.

Image
Ostatnie spojrzenie za okno

Pierwsze kroki po wyjściu od naszych hostów kierujemy ku pastelarii. Tutaj siadamy na chwilę i powoli jemy śniadanie, po prostu ciesząc się chwilą. Chwila nie może być jednak zbyt długa, więc wkrótce zbieramy się w stronę metra. Wsiadamy do metra i wyjeżdżamy nim aż do Santo Ovidio, skąd na A1 do Lizbony niedaleko.

Image

Do najbliższej stacji benzynowej, która znajduje przy zjeździe jest dość kawałek. Maszerujemy jednak dzielnie. Na miejscu dzielimy siły. Na przemian próbujemy złapać stopa metodą tradycyjną a na przemian po prostu pytamy ludzi na stacji, czy nie jadą może w pożądanym przez nas kierunku. Wreszcie trafiamy na przesympatyczną portugalską parę, która mówi, że co prawda jadą tylko kilka kilometrów, do Pedroso, ale mogą nas wziąć. Chętnie przyjmujemy ich ofertę, byle tylko wyrwać się z miasta. Podróż z nimi trwa tylko kilka minut, ale jest bardzo wesoła. Zostawiają nas na stacji benzynowej u wjazdu do miasta i życzą szczęścia na dalszą podróż.

Tutaj pojawił się nasz pierwszy problem. Z Pedroso do Lizbony można się dostać na dwa sposoby – nową autostradą lub starą drogą krajową N1. Ludzie na ulicy i na stacji, widząc nas z tabliczką, dają nam sprzeczne ze sobą informacje. Jedni kierują nas na A1, inni na N1. W efekcie tracimy dość sporo czasu klucząc jak dzieci w ciemności. Wreszcie, już nieco zdenerwowani po prostu przechodzimy przez zjazd i wychodzimy na autostradę, aby stanąć na poboczu. To okazuje się strzałem w dziesiątkę. Po 10 minutach entuzjastycznego wymachiwania plakietką z napisem Coimbra, na poboczu zatrzymuje się kierowca TIRa i przyjaźnie mruga do nas migaczami zapraszając nas do środka.

Image

Chociaż kierowca nie mówi po angielsku, udaje nam się jakoś z nim skomunikować. Nie jedzie sam – jest kierowcą jednego z trzech tirów wiozących transport aż do Maroko. Po drodze mamy niespodziewany postój na stacji. Jeden z tirów uszkodził oponę, więc cała trójka zjeżdża i szybko wymienia ją na nową. Jeden z kierowców mówi całkiem nieźle po angielsku. Dzięki niemu udaje nam się ustalić jaką trasą jadą i prosimy naszego kierowcę, żeby wyrzucił nas trochę dalej – w Leirii.

Około 19:00 docieramy na stację benzynową w Leirii. Tutaj żegnamy się z naszym kierowcą, wręczając mu mały podarunek z Polski.

Korzystając ze stacji benzynowej, jemy coś na szybko i dalej szukamy szczęścia. Jesteśmy już nieco zmęczeni, ale do Lizbony zostało tylko, a może aż 130km. Największym problemem jest to, że zaczyna się robić powoli ciemno, co oznacza, że na drodze będziemy słabo widoczni. Pytam kilka osób na stacji benzynowej czy nie jadą może do Lizbony, ale za każdym razem odpowiedź jest negatywna. Wreszcie podchodzę do małego Portugalczyka w garniturze, który tankuje swój samochód. Bez większych nadziei zadaję mu pytanie o kierunek jest jazdy. Ku mojemu zaskoczeniu, kierowca entuzjastycznie reaguje, mówiąc,  że co prawda nie jedzie do samej Lizbony, tylko do jednego z pobliskich miasteczek, ale bardzo chętnie nas weźmie jeśli tylko chcemy. Oczywiście od razu przyjmujemy jego ofertę i już za chwilę siedzimy w jego samochodzie i pędzimy w stronę naszej upragnionej Lizbony.

Nasz kierowca okazuje się być całkiem poważnym biznesmenem, który jest niesamowicie zakręcony na punkcie swojego biznesu. Przez całą drogę opowiada nam w szczegółach co dokładnie robi i dlaczego jest to takie fajne. Na pożegnanie my dajemy mu mały upominek z Polski a on nam gazetkę promocyjną swojej firmy i wizytówkę. Zostawia nas na przystanku autobusowym instruując jak dojechać do centrum Lizbony.


Dodaj Komentarz

Komentarze (17)

elbe 1 listopada 2014 01:40 Odpowiedz
Czekam na dalszą część relacji.Myślałem o wypadzie do Porto, ale jak wniknąłem głębiej to doszedłem do wniosku, że poza mostem Eiffel'a i jego okolicami nie jest tam ciekawie.Może się mylę... kto wie :)
uqasch 1 listopada 2014 10:04 Odpowiedz
ciekawie się zapowiada :)
ewaolivka 1 listopada 2014 10:58 Odpowiedz
ELBE, mylisz się bardzo, ale to bardzo :) Dopiero wróciłam z trzeciej podróży do Porto( a tam np. Aveiro, Barcelos, Coimbra, Guimaraes, Espinho...). Każde miejsce wręcz magiczne, a jesli chodzi o foto-wyładowuje się bateria :) .I już szukałabym następnego, taniego biletu.
kathrine0 1 listopada 2014 12:31 Odpowiedz
@ELBE - Porto jest przede wszystkim strasznie klimatyczne. Moim zdaniem dużo bardziej czuć tutaj portugalski duch niż w ogromnej Lizbonie. No i te małe uliczki, domy obłożone portugalskimi kafelkami... cudeńko!Cieszę się, że moja relacja się podoba : ) Postaram się jak najszybciej wrzucić kolejną część.
sranda 1 listopada 2014 14:27 Odpowiedz
kathrine0 napisał:Generalnie, zaskakująco, nie jest tu bardzo drogo. Drożej niż w Polsce, ale dużo taniej niż we Włoszech czy Hiszpanii. Średnie zarobki są podobno też niewiele wyższe niż w Polsce. To prawda, że koszty życia w Portugalii są stosunkowo niskie, ale z tymi średnimi zarobkami niewiele wyższymi niż w Polsce, to trochę przesadziłaś. ;)Wg Eurostatu średnia miesięczna pensja w Portugalii jest o ponad 45% wyższa niż w Polsce (w przeliczeniu na EUR), ale z drugiej strony o prawie 40% niższa niż w sąsiedniej Hiszpanii, stąd ceny portugalskie są też dużo niższe niż hiszpańskie.
inwencja 1 listopada 2014 14:53 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja! Ostatnio zastanawiam się nad jakimś wypadem do Portugalii. Z załączonych zdjęć można wyczuć specyficzny klimat miasta, te piękne kafelki, no i ta księgarnia Livraria Lello & Irmão! No muszę się tam wybrać! Księgarnia marzenie!:)
whitneyevil95 1 listopada 2014 15:39 Odpowiedz
Wyprawa do Portugalii dopiero mnie czeka - razem z moim narzeczonym planujemy się tam wybrać w marcu, dla każdego z nas będzie to pierwsza podróż w te strony. Powiem tyle - czekam z niecierpliwością na dalszą relację, osłodzi mi gorycz oczekiwania.____________________Ni widu,ni słychu http://naratunekzyciu.bloog.pl/ tylko nasza stronka!
shiver 3 listopada 2014 07:32 Odpowiedz
Lepiej się ogląda zdjęcia z podróży z ładną dziewczyną na pierwszym planie ;)Pisz dalej, bo interesuje mnie podróż Twoimi śladami.
cypel 3 listopada 2014 08:00 Odpowiedz
dlaczego publikujesz nie swoje zdjęcie księgarni nie informując o tym ?
nito82 3 listopada 2014 08:35 Odpowiedz
Porto faktycznie jest niesamowite, klimatyczne i jedyne w swoim rodzaju, jednak zdjęcia z tej relacji raczej zniechęcają do odwiedzin...Jeśli ktoś ma potrzebę wewnętrzna dzielenia się wrażeniami z podróży, warto zainwestować w nawet niedrogi aparat. Relacje z dobrymi zdjęciami ogląda i czyta się o niebo lepiej niż te ze zdjęciami z komórek;)
podrozna 3 listopada 2014 20:27 Odpowiedz
No, właśnie miałam pytać, jakim cudem udało Wam się zrobić zdjęcie wewnątrz Lello i nie dostać ochrzanu albo nie zapłacić kary ;) czekam na dalszą część relacji, ja byłam w Portugalii rok temu, aż łezka się w oku kręci na samo wspomnienie.
tewu 3 listopada 2014 20:30 Odpowiedz
dane mi bylo juz nie jeden raz byc w Portugalii ale za kazdym razem gdy czytam i ogladam takie relacje wspomnienia wracaja :-)i oczywiscie budzi sie pragnienie nowych planow aby tam wrocic :-)dziekuje za tak ciekawa relacje
kasiadookola 5 listopada 2014 18:30 Odpowiedz
Faktycznie szkoda, że zdjęcia nie są najlepszej jakości , mimo wszystko fajnie poczytać o miejscach, w których sie było :)wcale nie tak dawno :PPortugalia zdecydowanie zasługuje sa uwagę :)A te ich ciastka Pasteis de Nata - są cudowne :)
sko1czek 5 listopada 2014 22:19 Odpowiedz
Ciekawa relacja, dzięki.A ja już pojutrze lecę do Lizbony. Porto jednak odpuszczamy.
coyu 16 sierpnia 2016 14:41 Odpowiedz
Super relacja :) Bede tam listopadzie, boje sie, ze bedzie zbyt deszczowo, no ale coz :P
coyu 16 sierpnia 2016 14:41 Odpowiedz
Super relacja :) Bede tam listopadzie, boje sie, ze bedzie zbyt deszczowo, no ale coz :P
mrphilipsss 16 sierpnia 2016 19:06 Odpowiedz
Super relacja! Porto to jedno z moich miejsc must see! Pozdrawiam